Zakaz stadionowy

Najgorszy jest Staszek. Smoła drzemiąca w człowieku. Smoła wymieszana z żółcią, potrafiąca sama się z siebie zagotować i wykipieć uszami, oblepiając Stanisława najpierw od wewnątrz, prowadząc do poparzenia i czarnego krzyku jak u Munka.

Nie wiem, skąd wziął się Staszek. Chciałbym aby go nie było, ale jest. Bulgocze gdzieś pod spodem z radości w te wszystkie pozornie potoczyste rozprawy pomiędzy którymi trzeba napisać w nocy pismo procesowe. Uwielbia ostatni dzień terminu i odliczanie numerków na poczcie do północy. Wtedy wzbiera na sile i wyczekuje najlepszego momentu, zaczyna pulsować rzucanymi w czkawce „kurwami”.

Są trzy sposoby na Staszka, bo wiem, że on tam jest, niestety niedoskonałe. Staszka można zabiegać, zajeść, lub zaczytać.

Na bieganie Stanisław nie ma już siły, naprawdę. Próbowałem po wielokroć wracać do sportowej aktywności, ostatnio do koszykówki, do kolegów sprzed lat, niestety bezskutecznie z najróżniejszych przyczyn, zawsze wyskoczy jakaś przeszkoda na ostatniej prostej. Kiedyś Staszek był zabiegany na amen, i to były być może najlepsze czasy dla Stanisława. Zajadanie Staszka praktykuję jak najbardziej, najchętniej świeżym pieczywem w soboty i ciastem, ale ma ono efekt krótkotrwały, finalnie bardzo często odwrotny od zamierzonego. Zaczytać Staszka można filmem, serialem lub książką, jak każdego być może, zmuszając do żeglugi przez kilka godzin w innym kierunku, zrzucając winę na antybohaterów.

Staszek jest silny. Stanisław się z nim mocuje, ale ostatnio przegrał.

Był dziecięcy mecz, trzynastolatków. Najpierw Staszek zaczął miotać pod nosem, że tak się nie gra, że gdzie jest pressing, czego oni ich uczą na litość boską, dlaczego nie z pierwszej piłki, czemu nie na dwa kontakty. Dobra małżonka uspokajała, najlepsza małżonka, ale niezabiegany i niezajedzony Staszek, jakiś niezaczytany bo z samego rana, już od środka bulgotał. W końcówce trener przeciwnej drużyny zaczął się kłócić z sędzią, krzyczeć na niego zaczął, że piłka powinna być w drugą stronę. Staszek wstał, chwycił za szyję Stanisława, za gardło, i wykipiał:

– PANIE TRENERZE, DO BUDY!!!

Wszyscy rodzice z naszej drużyny się spojrzeli zdziwieni, bo nie znali dotąd Staszka, znali tylko Stanisława, ktoś szepnął „no bez przesady”, a jakieś kobiety z drużyny przeciwnej, z przestrachem w oczach zapytały głośno: – Panie, do jakiej budy?! Na co Staszek Stanisław odkrzyknął:

– JAK TO DO JAKIEJ?, DO TRENERSKIEJ!!!

Po czym Staszka ugasił wstyd Stanisława. Syczało. Wstałem i wyszedłem.

Na razie nie wrócę, nałożyłem na siebie zakaz stadionowy.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s